Świąteczna promocja! Teraz prenumerata z super prezentami. Dowiedz się więcej ›› x

Uwagi do „Raportu”

Dodano: 04/10/2023 - Numer 206 (10/2023)
fot. mat. pras.
fot. mat. pras.

„Raport Pileckiego” to film dobrze zrobiony. Czy dobry? To już trudniejsze pytanie. Na pewno dobrze, że powstał. Czy jednak musiał być właśnie taki?

Losy rotmistrza Pileckiego niewątpliwe były dramatyczne, zwłaszcza w ostatniej części życia. Tortury i atmosfera ubeckich katowni pokazane są w filmie bardziej wiernie, niż kilka wątków z biografii Pileckiego. Sama praca nad filmem nie przebiegała, jak to prawie zawsze w takich sytuacjach, bez napięć. Efekt na pewno stanie się polem do popisu dla z zasady nieprzychylnej takim produkcjom krytyki (ta rozpływa się właśnie nad „Zieloną granicą” Agnieszki Holland), jednak obawiam się, że tym razem kilku argumentów dostarczyli sami twórcy. No dobrze, ale czy to znaczy, żeby nie iść do kina? Iść, ale pod pewnymi warunkami.

Obraz bardzo brutalny

Pierwszy z nich już zasygnalizowałem. To potworne nagromadzenie przemocy. Nie wiem, czy ktoś pokazał już ubeckie piekło w takim natężeniu. Oś narracyjna filmu snuta jest wokół kolejnych, coraz bardziej brutalnych przesłuchań, które przetykane są nie zawsze chronologicznymi wspomnieniami bohatera – sprzed wojny, pierwszych walk, okupacji, wreszcie z Auschwitz. Gdy więc kolejne tortury przełamane są dramatycznymi scenami innej kaźni, trudno to przełknąć, choć przecież tak było. Więc może i tak właśnie trzeba było to pokazać? W trakcie seansu przyszedł mi do głowy bezlitosny dla widza i postaci gatunek „torture porn” (wbrew nazwie nie chodzi tu o pornografię jako taką, lecz o oparcie obrazu na naturalistycznych, skondensowanych scenach sadystycznej przemocy). Wychodząc z kina po przedpremierowym pokazie dla dziennikarzy, miałem już bardziej nobilitujące skojarzenie z „Pasją” Mela Gibsona, które zresztą towarzyszyło samemu reżyserowi. Tyle że przecież i wobec „Pasji” stawiano zarzut koncentrowania uwagi na jednym – krwawym aspekcie przynoszącego chwałę i nadzieję wydarzenia.

Gdy rok temu pisałem o całkiem niezłym filmie „Orlęta. Grodno 1939” w reżyserii tego samego Krzysztofa Łukasiewicza, zwracałem uwagę na to, że okrucieństwo niektórych scen sprawia, iż trudno będzie pokazywać ten film młodzieży szkolnej, która wydawałaby się jego najbardziej naturalnym, a może i pożądanym odbiorcą. Tutaj jest tak samo, to nie jest film, który można obejrzeć z dzieckiem. Gdyby decyzja zależała ode mnie, rekomendowałbym to widzom od 18., a może nawet 21. roku życia.

Wróćmy do odbioru krytyki. „Los rotmistrza jest dla twórców interesujący tylko dlatego, że jak w soczewce skupia bestialstwo zarówno nazizmu, jak i komunizmu. Bestialstwo, w którym twórcy się z lubością rozsmakowują, wiele miejsca poświęcając przemocy, torturom, opresji, a opisując je, zbliżają się wręcz do estetyki gore wywołującej mdłości, skąpiąc przy tym na emocjach, emocji tu za to niewiele. Sam Pilecki jest dla autorów istotny o tyle, że całego tego zła doświadczył na własnej skórze i własną biografią może zaświadczyć, że w mokotowskim więzieniu rozgorzało to samo piekło (choć twierdził, że nawet większe) co w Auschwitz” – pisze na Filmwebie Michał Przepiórka i bardziej się z tym opisem zgadzam, niż zgodzić się bym chciał. 

Nieco nieścisłości

Film historycznie skupia się na obarczeniu odpowiedzialnością za taki, a nie inny los rotmistrza nie tylko zbrodniczego systemu komunistycznego, lecz także jednego, jedynego człowieka, czyli Józefa Cyrankiewicza. Ta teza czy też hipoteza jest oczywiście wiarygodna, według niej Pilecki był dla komunistycznego kacyka zagrożeniem, znając prawdę o jego pobycie w Auschwitz, na którym mit Cyrankiewicza był budowany przez propagandę. Problem w tym, że ta niechęć czy raczej strach, skutkujący dramatem Pileckiego, nie jest w opowieści filmowej wystarczająco mocno umotywowany. „I też nie ma co eksponować zarzutów, co robił Cyrankiewicz w Auschwitz, współpracował z Gestapo czy handlował kosztownościami na terenie obozu. Tego się raczej nie dowiemy. Dlatego też Cyrankiewicz w filmie się po prostu boi, czy i co mógł na jego temat napisać w raportach czy choćby zeznać na UB Pilecki” – tłumaczył Łukaszewicz w rozmowie z „Gazetą Polską”.

To jednak moje subiektywne odczucia. Ale są także zarzuty formowane przez znawców postaci rotmistrza. Choć bowiem, a były takie obawy, film nie wpisał się na szczęście w konstrukcję postkomunistycznej propagandy, próbującej z tego bohatera masowej historycznej świadomości Polaków zrobić przestraszonego, złamanego kolaboranta, to jednak ujmuje mu trochę z bohaterstwa, choćby w chwili, gdy ten wyrusza do Auschwitz. Na rozkaz, może nawet zaszantażowany emocjonalnie przez dowództwo, lecz czy w związku z tym pozostaje w filmie ochotnikiem? To dość dyskusyjne. Inaczej też niż w prawdziwej historii, rotmistrz do transportu trafia z łapanki. Zabieg ten służyć ma pokazaniu walki wewnętrznej, rozterek, Łukaszewicz porównuje tu Pileckiego do Chrystusa w ogrodzie oliwnym. Artystycznie jest to do obrony, jednak z prawdą historyczną mija się dość daleko. Niektórzy mają też pretensję o scenę wykonania przez podziemie egzekucji na zdrajcy bez sądu i wyroku, w trybie doraźnym, choć tu na swoją obronę reżyser ma świadectwa żołnierzy z innych tego typu sytuacji. 

Długi i trudny proces twórczy

Część kłopotów bierze się zapewne z barwnej historii dotyczącej powstawania filmu. Produkcja miała szczęście do budżetu (ponoć trzeciego w historii polskiego kina po 1989 roku), lecz pecha do reżysera. Wybrany jako pierwszy Leszek Wosiewicz po wyreżyserowaniu sporej części filmu został odsunięty od pracy i zastąpiony przez Krzysztofa Łukaszewicza, który skromnie nie chce w związku z tym odbierać żadnych splendorów. Czuć w tym jakiś konflikt między twórcami a zleceniodawcami, którego przyczyn bardziej możemy się domyślać, niż czegoś o nich dowiedzieć – zwłaszcza że chętnie pisały o nich media mające interes w przedstawieniu produkcji w złym świetle. Jednak fakt, że w filmie zabrakło kilku scen, które wcześniej rzekomo miały się w nim pojawić, wskazuje, że może nie była to najgorsza decyzja. Wosiewicz obecnie procesuje się z wytwórnią, zgłaszając pretensje w imieniu nie tylko swoim, lecz także dobrego imienia bohatera, a jego nazwisko nie pojawia się w napisach. Bardzo długo trwały też prace nad filmem, które rozpoczęto jeszcze przed pandemią. Przez to wszystko wokół filmu wytworzył się pewien informacyjny chaos i trudno dziś ustalić, które zarzuty stawiać należało której z ekip. Obie odwołują się do pamięci o Witoldzie Pileckim, mimo opisanych wcześniej dyskusyjnych scen nie można uznać filmu za próbę demitologizacji tej postaci, odbrązawiania jej na siłę. Kimś w rodzaju idola, na pewno autorytetu czy inspiracji pozostaje on i dla drugiego reżysera, mającego na koncie ciekawe, mieszczące się w nurcie kina patriotycznego produkcje (poza wspomnianymi już „Orlętami” Łukaszewicz nakręcił też udaną „Karbalę” o wielkiej akcji polskiej misji w Afganistanie), i dla niewątpliwie zafascynowanego Pileckim odtwórcy głównej roli, Przemysława Wyszyńskiego.

Na koniec

W 2022 roku powstał krótkometrażowy „Rotmistrz Pilecki” (reż. Miłosz Kozioł, Miłosz A. Lodowski), dostępny w całości na YouTube. To całkiem udany, choć oczywiście dość skromny, finansowany przez crowdfunding obraz, mający chyba większy potencjał jako materiał edukacyjny. W planach, przybierających jednak wreszcie konkretniejsze kształty, jest wyczekiwana od dawna hollywoodzka superprodukcja o rotmistrzu, mająca nosić tytuł „Enemy of my enemy”. Tymczasem „Raport Pileckiego” trafił już do kin i, niestety, nie święci w nich oczekiwanych triumfów. Co prawda przez pierwsze dwa weekendy był najchętniej oglądanym polskim filmem, jednak w weekend otwarcia obejrzało go trochę ponad 23 tys. osób, w kolejny natomiast – 14 tys. widzów, a od premiery do 10 września łącznie sprzedano na niego niecałe 55 tys. biletów. To wynik dość typowy jak na polski patriotyczny film historyczny, jednak nakład środków i pracy sprawia, że mimo wszystkich spisanych wyżej uwag, „Raport” zasługuje moim zdaniem na dużo większą popularność.

     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl

W tym numerze