Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Czerwone niebo nad Berlinem

Dodano: 11/03/2017 - Numer 3 (133)/2017
fot. Sergei Ilnitsky/PAP/EPA
fot. Sergei Ilnitsky/PAP/EPA
„Mamo, zobaczysz, kiedyś przyjadę po ciebie mercem” – przyrzekł w latach 60. swojej matce Erice Vossler nastoletni Gerhard Schröder. Słowa dotrzymał. „Chcę do środka!” – wykrzykiwał jeszcze jako członek socjalistycznej młodzieżówki pod bońską kancelarią kanclerza RFN. W 1998 r. przekroczył próg Kanzleramtu i rządził w nim niepodzielnie siedem lat. Później, na etacie w Gazpromie, niby wycofał się z życia politycznego, ale zawsze był w obwodzie. Dziś jest pożądanym mówcą i doradcą, niekwestionowaną szarą eminencją przeżywającej właśnie renesans SPD i ojcem kariery politycznej nowo zaprzysiężonego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera. Cóż, stało się, Gerhard Schröder wrócił do gry i kampania wyborcza od razu nabrała rumieńców. Stary socjaldemokrata ochoczo komentuje w mediach kandydaturę Martina Schulza na kanclerza, uznając ją za dobre posunięcie swojego środowiska politycznego, przy czym kokieteryjnie zaprzecza, jakoby od początku był wtajemniczony w chytry plan Sigmara Gabriela, który, wyskoczywszy z wyborczego kieratu, przekazał pałeczkę Schulzowi, a sam objął tekę w MSZ-cie. Były zaś teki dysponent, czyli Frank-Walter Steinmeier, od kilku tygodni cieszy się tytułem 12. prezydenta Republiki Federalnej Niemiec. To w historii powojennych Niemiec trzeci prezydent wywodzący się z SPD, a w osobie Steinmeiera dodatkowo prezydent uznawany za człowieka byłego kanclerza, co nie do końca jest prawdą, ponieważ i ta relacja nie była wolna od pewnych perturbacji (vide
     
12%
pozostało do przeczytania: 88%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze