Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Ostatni muzyczny performance Davida Bowiego

Dodano: 02/02/2016 - Numer 2 (120)/2016
Trudno przygotować się na śmierć. Jeszcze trudniej poddać ją szczerej akceptacji. David Bowie zrobił jednak to, co dla wielu zwykłych ludzi pozostaje zamkniętą drogą. Nagrywając swój ostatni album „Blackstar” – przygotowywany w zaawansowanym stadium choroby nowotworowej – stworzył artystyczną kronikę własnego życia i umierania. Epitafium przepełnione niepokojem, lecz także godnością, z jaką Bowie godzi się z losem. Śmierć Davida Roberta Jonesa, choć spodziewana dla niego samego, zaskoczyła i pogrążyła w smutku miliony oddanych fanów muzyka. David Bowie jeszcze na długo przed diagnozą stwierdzającą nowotwór wątroby przeszedł sześć ataków serca. Z rakiem walczył 18 miesięcy, pozostając jednak w obliczu choroby sobą – nic nie tracąc ze swojej eksponowanej indywidualności. Hołubiąc artystycznemu etosowi, Bowie wykorzystał trudności i nieszczęścia życia jako elementy konstytuujące jego twórczość. Zapisał je w swym ostatnim, poruszającym dziele. Po dekadach przybierania artystycznych masek, przyjmowania osobowości, pod którymi krył swe obawy i uczucia, Bowie odsłonił się dla odbiorcy. I zrobił to w najbardziej wrażliwym momencie, w jakim, pomimo sławy, uwielbienia i pieniędzy, stawał przed nieuniknionym. Poruszający zapis przegrywanej walki o życie zawarł w utworze „Lazarus” i towarzyszącym mu teledysku. „Spójrz do góry, jestem w niebie” – śpiewa – „Mam blizny, których nie sposób dostrzec”. Konstruktywna dekonstrukcja Nazywanie Bowiego kameleonem popularnej muzyki
     
17%
pozostało do przeczytania: 83%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl

W tym numerze