Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Republika, czyli bogactwo myśli

Dodano: 06/06/2024 - Numer 214 (06/2024)
FOT: WIKIPEDIA
FOT: WIKIPEDIA

Nawet w czasach gdy szkoła średnia zapewniała przyzwoite wykształcenie humanistyczne, to jednak polska myśl polityczna pojawiała się tam jedynie w historii kilku postaci, jakby cały dorobek narodowej państwowotwórczości zamykał się w pięciu–sześciu dziełach.

Kiedyś maturzysta – ten z prawdziwego zdarzenia – znał pisma Andrzeja Frycza Modrzewskiego, potem być może słyszał o tym strasznym Andrzeju Maksymilianie Fredro, który pozwolił w 1652 roku zerwać sejm jednym głosem sprzeciwu (liberum veto), dalej może znamy już pakiet oświeceniowy: Stanisława Konarskiego, Stanisława Staszica czy Hugona Kołłątaja z szerszym podkreśleniem istoty Konstytucji 3 Maja. Później niewiele więcej uczą się nawet studenci historii, mało kto sięga głębiej, jakby pomiędzy Modrzewskim (może jeszcze ks. Piotrem Skargą) zionęła w narodowych dziejach intelektualna wyrwa. Podkreślają to dalej slogany o XVII wieku jako jedynie tym, który polegał na walce, i o czasach saskich, kiedy tylko „za króla Sasa pij, jedz i popuszczaj pasa”.

Rozgorączkowani Polacy chwytają za pióra

Może jest oczekiwaniem zbyt wielkim zakładać, że Polacy powinni znać więcej twórców pism politycznych dawnych wieków, ale warto chociaż pochylić się nad refleksją, że w takim kraju jak Rzeczpospolita głowy szlacheckie kipiały nie tylko od wojen, sejmów i handlu zbożem, lecz także od dyskusji właśnie! Przecież w dobie największego rozkwitu (1618 rok) państwo polsko-litewskie liczyło prawie milion kilometrów kwadratowych, a jego najbardziej świadoma warstwa nie była zbita w miastach i pałacach, tylko w tysiącach, dziesiątkach tysięcy dworów i dworków, zagrodach i przykościelnych domach. Pomiędzy sejmikami (czyli posiedzeniami szlachty wojewódzkiej) polityka była tam nie mniej drastyczna jak i w obecnej Polsce, a po całym kraju latały tzw. pisma ulotne, czyli nie regularne czasopisma, a szersze broszury i dyskusje polityczne. Raz trafiwszy na biurko jednego szlachcica, były odpisywane w całości lub we fragmentach, były posyłane dalej, czasem powielały je drukarnie Krakowa, Warszawy, Lwowa, Torunia czy Wilna.

Publicystyka staropolska była często anonimowa, by się albo nie narazić jakiejś wpływowej grupie politycznej (dworowi królewskiemu, klice hetmana, biskupom), albo by nie pozwolić czytelnikowi skupiać się na autorze, a tym bardziej podkreślać tekst i tezy w nim zawarte.

Lepiej znani w Ameryce niż w Polsce

I w tym morzu luźniejszych broszur, często – owszem – o dość banalnej retoryce, wyrastały czasem traktaty polityczne, które śmiało można by zestawić z pismami Staszica czy Kołłątaja, ale które do dziś leżą w archiwach czasem nawet nieprzetłumaczone z łaciny. Z tych mniej znanych publicystów i pisarzy politycznych, na szczęście jako tako opracowanych, można wymienić Wawrzyńca Goślickiego czy Mateusza Białłozora, przy czym tego pierwszego czytali zarówno William Szekspir, jak i ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych, którzy ponoć z jego traktatu „O senatorze doskonałym” zaczerpnęli kilka inspiracji do amerykańskiej konstytucji. No to jak jest? Amerykanie znają, a my nie znamy?

Ale sięgając jeszcze głębiej, to pisarzy politycznych jest doprawdy jeszcze więcej, a byli to jednocześnie ludzie, których życiorysy pozwoliły im poznać politykę od kuchni, byli bardziej obeznani z mechanizmami rządzenia niż taki powszechnie znany Rousseau! Miał swoje koncepcje Paweł Palczowski, który zachęcał iść swoim rodakom zdobywać Moskwę, był ks. Wojciech Dembołęcki przesadnie plasujący Rzeczpospolitą wśród najważniejszych państw historii świata, był potężny prymas Andrzej Olszowski, byli: Pakosławski, Kryski, Chabielski – lista byłaby długa i niemożliwa do spamiętania. Skoro kilkaset tysięcy obywateli potrafiło czytać i pisać, a połowa z nich pisała przynajmniej do szuflady, czasem wysyłając broszurę do druku lub do sąsiedztwa, tak dawna Polska po prostu tryskała politycznymi koncepcjami, z których rodziły się i te wybitniejsze – a dziś nieznane.
W burzy myśli zrodzona republika

To przydługie wprowadzenie pisarskiej atmosfery trzech stuleci (XVI–XVIII) stało się nieco przypadkowo opisem fundamentu polskiej drogi rozwojowej, zapewne bliskiej czytelnikom „Nowego Państwa”, drogi REPUBLIKAŃSKIEJ. Republikanizm szlachecki istniał bowiem właśnie na kanwie tej wymiany zdań, kotłujących się sporów i syntezy różnych wizji państwa, to znaczy tylko wolność słowa i funkcjonowanie niezależnego od władzy przekazu gwarantowało, że szlachta nie była li tylko tłumem sterowanym przez rząd centralny w stolicy czy przez dwór monarszy. Gdy dziś mówimy, że Rzeczpospolita Obojga Narodów była królestwem – dawniej niezupełnie tak na to patrzono. W najlepszym razie mówiono: monarchia mixta, czyli ustrój królewski mieszany z innymi formami (senatem i izbą poselską), ale w tych „pismach ulotnych” o królu w nazwie czasem w ogóle nie wspominano, pisząc wprost o „republice”. Król bywał tu primus inter pares, „pierwszy wśród równych”, a nie jako władca, a szlachta widziała często mankamenty tego ustroju, wbrew dzisiejszym uproszczeniom tamtych czasów.

Głębię i bogactwo myśli republikańskiej widać nie tylko u wielkich autorów, lecz także u tych mniej znanych, którzy dołożyli cegiełkę do debaty publicznej, gdy zaś ci bardziej znani dodali spektakularne zdobienia. Spójrzmy na takiego Stanisława Dunina Karwickiego (1640–1724), którego zapewne czytelnik nie zna i znać nie musi. Jego pismo „De ordinanda Republika” („O potrzebie urządzenia Rzeczpospolitej albo o naprawie defektów...”) zostało z łaciny przetłumaczone dopiero 30 lat temu – prawie po 300 latach od napisania! Zanim przyjrzymy się temu niepozornemu dziełku, zobaczmy, jaki życiorys, jakie przygody i doświadczenia państwowe doprowadziły autora do propozycji reformy kraju – zwłaszcza urzędu króla, hetmana i całej izby poselskiej.

Doświadczenie wielkości i upadku

Gdy Karwicki się rodził, Rzeczpospolita miała ponad 900 tys. kilometrów kwadratowych, smakowała pokoju i ogromnego prosperity w handlu zbożem, a król Władysław IV mógł sobie rozważać, czy pokonać Szwecję, Moskwę czy muzułmańskie Imperium Osmańskie. Gdy Karwicki umierał, mógł wspominać, jak jego kraj zniknął z mapy Europy w czasie „potopu” szwedzkiego, pamiętał dwa najazdy szwedzkie, pięć tatarskich, dwa rosyjskie, jeden turecki, jeden węgierski, jedno wielkie powstanie kozackie, dwie królewskie abdykacje, dwie wojny domowe i dwie zagraniczne interwencje w sprawie obsadzenia tronu polskiego. Te 84 lata wystarczyłyby do opisania historii pięciu królestw – a dotknęły jednej Rzeczypospolitej. Karwicki wszędzie był aktywny – walczył i szablą – nawet pod Wiedniem w 1683 roku, i liczydłem – gdy jako egzaktor zbierał podatki w województwie sandomierskim, i piórem – gdy pisał polityczne traktaty, i krzyżem – gdy reformował swój kalwiński kościół w Małopolsce.

Ten życiorys miał też swoje polityczne paradoksy. Otóż Karwicki za monarchią nie przepadał i był czcicielem republiki – w Rzeczypospolitej widział potencjał do jeszcze większego osłabienia roli króla, a zwiększenia znaczenia w sejmu, a w zamian za to okroiłby liberum veto. Króla broń Boże nie chciał dziedzicznego, bo poczułby się nie gospodarzem swojej ojczyzny (który wybiera króla), ale jej poddanym – a na to był zbyt pracowity, uczciwy i wykształcony. Zatem był Karwicki gorącym republikaninem, który przez dwadzieścia lat... gorliwie wzmacniał króla! Jak to możliwe? Karwicki widział bowiem, że dla zdrowego państwa zagrożeniem są także magnacka oligarchia i tyrania przedstawicieli zepsutych elit, którzy mając i władzę, i pieniądze, chcą – jak to ujął później Sienkiewicz – rozszarpać ojczyznę jak postaw czerwonego sukna. Ten epizod, w którym Karwicki będąc republikaninem, popiera reformy Jana III Sobieskiego, które miały wzmacniać nie republikę, a monarchię, pokazuje, że nasz pisarz polityczny nie był dogmatykiem, lecz w różnych kontekstach politycznych widział odmienne recepty. Autor „De ordinanda Republica” widział to tak: w trójkącie król–magnaci–szlachta, ci ostatni są za słabi na zmiany, a ci drudzy zbyt zdemoralizowani – trzeba było więc sprzymierzyć się z monarchą, a że był nim akurat człowiek o szerokich horyzontach i nadzwyczajnej charyzmie – Jan Sobieski, to Karwicki na dwie dekady zawiesił swój republikanizm na rzecz wspólnej sprawy. I Karwicki omal nie doczekał tu kolejnej wojny domowej, bo w 1688 roku sam stawił się w Opatowie i zadeklarował gotowość pójścia na wojnę... z litewską dynastią Sapiechów. Tak wtedy wyglądały polityczne emocje.

Traktat na stare lata

Mając 70 lat, Karwicki był świadkiem III wojny północnej (1700–1721), czyli kolejnego wtargnięcia Szwedów do Rzeczpospolitej. Kraj miał dwóch zwalczających się królów (Stanisław Leszczyński i August II), a przez niego przechodziły wojska tureckie, moskiewskie, szwedzkie i saskie, jedynie te polsko-litewskie nic nie znaczyły. A stary szlachcic mieszkał tam, gdzie 300 lat później miało się „wygrywać wybory” – w Końskich, Sielcach, Sieczkowie i Karwicach – spory był jego majątek, choć plądrowany przez kolejne wojska. Był on świadkiem i wielkich momentów dziejowych, i strasznych upadków kraju. Za stary na wojaczkę, zbyt bezradny na ocalenie majątku przed Szwedami czy Sasami, zasiadł do pisania. „Albo królestwo absolutne, albo absolutna republika” – czytamy w jego traktacie. Uważał jednak, że Polacy na silną władzę jednoosobową nigdy się nie zgodzą, więc proponował „absolutną republikę”. Jako najgorszy ustrój widział więc rządy arystokracji, oligarchii, magnatów, senatu.

Bał się nadużywania władzy i naruszenia wolności, ale wiedział, że wolność musi mieć swoje ograniczenia, by państwo działało sprawnie. Jak to więc rozwiązać? Najpierw trzeba było zbudować zaufanie do króla, które można było oprzeć na zmianie jego roli. „Władza królewska jest albo gorąca, albo zimna, to znaczy albo cała władza państwa wraz ze wszystkimi prawami majestatu zostaje przekazana królowi [...] albo przeciwnie – tworzy się republikę, a władza królewska będzie ściśle ograniczona przez [opisane traktaty]. [...]. Kogo się nie boję – temu ufam”.

Republika absolutna

Królowi nie podobało się liberum veto szlachty, ale szlachcie nie podobało się rozdawnictwo urzędów przez króla. Przed sejmem monarcha miał zawsze kilkadziesiąt stanowisk do rozdania, a każde z nich było mniej lub bardziej prestiżowe, dochodowe, a przede wszystkim – dożywotnie. Król więc budował stronnictwo takim rozdawnictwem, dlatego szlachta – bojąc się takiego przekupstwa – wolała zatrzymać jednomyślność, wierząc, że zawsze ten jeden sprawiedliwy przekonać się synekurą nie da. I tutaj Karwicki proponuje – jeśli król nie będzie rozdawał urzędów, to sejm powinien ograniczyć liberum veto. Jednomyślność ma niekiedy obowiązywać dalej, ale przede wszystkim w sprawie podatków i uchwalania nowych praw, ale w przypadku wyboru sędziów (trybunały) czy formowania wojska – już nie. Poza tym jednym „vetem”, jak dotychczas, nie można by zrywać całego sejmu, a jedynie blokować poszczególne decyzje. Usprawniłoby to sejm, ale pod jednym warunkiem – król musiałby zrezygnować z rozdawania urzędów, a będzie to robić od tej pory izba poselska. Była to propozycja, która majaczyła w wyobraźni szlachty od lat, ale Karwicki był jej najdobitniejszym przedstawicielem. Właściwie ustrój Rzeczypospolitej zbliżyłby się bardziej do formuły republiki parlamentarnej (tylko że z dożywotnim prezydentem – królem, i wymogami jednomyślności w niektórych sprawach) niż do ówczesnych europejskich państw.

W swoim traktacie Karwicki opowiada jeszcze o innych szczegółach „urządzenia Rzeczpospolitej”, badając przy tym uważnie, co w warunkach polskich działało, co nie działało, co było patologią, a co zdało egzamin. Dodatkowo wykazuje się znajomością historii nie tylko własnego kraju, lecz także państw Europy (na przykład analizuje ustrój w Danii), a także rzymskich klasyków piszących o republice.
To dzieło zostało wydane dopiero po jego śmierci i w niewielkiej liczbie zostało rozprowadzone zwłaszcza wśród lokalnych elit, znajdując swoje echa w propozycjach sejmiku opatowskiego dla całego kraju. Traktat pełen erudycji, filozoficznego podejścia do wolności obywatelskiej oraz uwzględniania warunków polskich był odpisywany we fragmentach, cytowany, a po dekadach wznawiany w języku łacińskim w różnych drukarniach, pozostawiając pamiątkę po propaństwowym i wizjonerskim podejściu do reformy Rzeczypospolitej.

Idea niedoceniona

Ale opisujemy tu tylko jeden traktat jednego z wielu pisarzy politycznych. Ileż idei reformatorskich i prawnych pojawiało się w listach, w instrukcjach sejmikowych, diariuszach sejmowych, pismach ulotnych czy obszerniejszych traktatach, ileż nazwisk trzeba by tu wymienić, ilu Chabielskich, Dzieduszyckich, Górnickich, Herburtów, Iwickich, Leszczyńskich, Lubomirskich, Opalińskich, Orzelskich, Orzechowskich, Ossolińskich, Pakosławskich, Przyłuskich, Rzewuskich, Siennickich, Starowolskich, Szczuków, Warszewickich! Mamy też debaty polityczne anonimowe, sejmowe i sejmikowe dyskusje, całą mądrość zbiorową najbarwniejszej szlachty ówczesnej Europy – sarmatów I Rzeczypospolitej. Wciąż to wszystko jest nie do końca znane, niezbadane, bez stworzenia syntezy tej myśli politycznej, która nas tak bardzo ukształtowała, a o której korzeniach tak zapomnieliśmy.

     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl

W tym numerze

  • fot. IPN

    „Iskra” i „Bruzda” – historia bez happy endu

    „Iskra” przez całe swoje życie zmagała się z traumatycznym wspomnieniem brutalnego śledztwa w katowni NKWD w Białymstoku. Oprawcy domagali się, aby dziewczyna wydała swego dowódcę, mjr. „Bruzdę”....
    Dariusz Jarosiński
  • FOT. WIKIMEDIA/ CREATIVE COMMONS CC0 1.0

    Chiny: diabelski przemysł grabieży organów

    58-letni Cheng Pei Ming to pierwszy znany obywatel Chin, który ocalał mimo przeprowadzenia na nim procedury przymusowego pobrania organów. Teraz chce, aby świat usłyszał, jakiego zła dopuszcza się...
    Hanna Shen
  • FOT. PAP/EPA/ARTYOM GEODAKYAN/SPUTNIK/KREMLIN / POOL

    25 lat Putina

    W sierpniu 1999 roku Władimir Putin został nie tylko premierem Rosji. Borys Jelcyn namaścił go też na swego następcę. Większość polityków i ekspertów zlekceważyła wówczas kolejny awans byłego oficera...
    Antoni Rybczyński
  • FOT. ADOBE STOCK

    W demograficznym „punkcie zwrotnym”

    Według badań przeprowadzonych w tym roku przez Centrum im. Adama Smitha, aż 35 proc. młodych Polek i Polaków deklaruje, że nie chce mieć dzieci. Dane GUS-u pokazują, że liczba urodzeń w Polsce...
    Małgorzata Matuszak
  • FOT: WIKIMEDIA

    Wandea, siostra Polski

    „Wandea […] dla całego świata była siostrą Polski i Irlandii... Jej bolesne narodziny odbyły się przy biciu parafialnych dzwonów i warkocie werbli, przy śpiewie nabożnych pieśni na północy.... I tak...
    Ewa Polak-Pałkiewicz
  • fot. Stefan Czerniecki czerniecki.net

    Neapol śladami Maradony

    O Diego Maradonie trudno tu zapomnieć. Wizerunki piłkarskiego bożyszcza znajdziemy w Neapolu niemal wszędzie. Będą na większości turystycznych straganów z pamiątkami. Bo Neapol nadal pragnie zarabiać...
    Stefan Czerniecki