Mastroianni u Felliniego, czyli kryzys mężczyzny

Dodano: 02/07/2023 - Numer 204 (07-08/2023)
FOT. WIKIPEDIA
FOT. WIKIPEDIA

Choć filmy Felliniego nie są z założenia traktatem o kryzysie męskości, to dotykają kluczowej kwestii, która leży u podłoża tego zjawiska, a która z kolei zdaje się zupełnie umykać osobom otwarcie podejmującym ten temat. Jest nią utrata kontaktu z rzeczywistością i zamykanie się przez mężczyzn w świecie własnych myśli i wyobrażeń.

Czego już nie powiedziano o kryzysie męskości? Ile to razy nie załamano rąk nad wykolejonymi współczesnymi mężczyznami? Gdzie są ci prawdziwi mężczyźni? – zapytują, po raz nie wiadomo już który zafrasowani autorzy książek, felietoniści, zawodowi mówcy. W swoich esejach, wystąpieniach, programach alarmują, że płeć męska jest dziś wyjątkowo zniewieściała, pełna lęków, nieodpowiedzialna, niezdolna do życiowych zmagań, brak jej charakteru, pewności siebie oraz chęci i przekonania do życia rodzinnego. 

Na antypodach, tych mocno generalizujących i powierzchownych, ale i niepozbawionych słuszności ocen, trwa z kolei walka z „toksyczną męskością” – słyszymy więc, że trzeba przestać oczekiwać od mężczyzn, by byli mężczyznami, wyzwolić ich od pełnienia ról, które narzuca im opresyjne społeczeństwo. Mogą oni przecież równie dobrze zająć się tym, co do tej pory było domeną kobiet: wychowaniem dzieci, troską o dom, podczas gdy ich partnerki zatroszczą się, być może z o wiele lepszym skutkiem, o zapewnienie finansowego bytu. Wreszcie – jak dodają często te same osoby – nic nie stoi na przeszkodzie, by mężczyźni w ogóle poczuli się kobietami i żyli sobie szczęśliwie zgodnie z taką właśnie wizją samych siebie. Sugerowanie jakiegoś kryzysu męskości byłoby więc tylko bigoteryjną obsesją. 

Z jednej strony zatem kryzys męskości, który niewątpliwie ma dziś miejsce – temu absolutnie zaprzeczyć się nie da – jest z powodów ideologicznych negowany albo lekceważony; z drugiej, przedstawia się go w sposób bardzo pobieżny, skupiając się na symptomach, bez próby dotarcia do jego prawdziwej – dogłębnej – treści. Zrozumienie jej wydaje się zaś niebagatelnie ważne, bo z kryzysem męskości w sposób nieunikniony związane są inne zjawiska – takie jak kryzys władzy, kryzys autorytetu, rodzicielstwa, kryzys kobiecości – które godzą w samo serce życia społeczeństwa. 

Trzy filmy mistrza Felliniego

Istotny głos w tych rozważaniach zabiera dosyć nieoczekiwanie… sztuka filmowa, a konkretnie jeden z jej wybitnych przedstawicieli – Federico Fellini. Ten włoski reżyser, laureat kilku Oscarów, na trwałe zapadł w pamięci krytyków i publiczności (choć nie mas) jako autor dzieł składających się na osobny właściwie gatunek filmowy, w których realizm nieustannie przeplata się z obrazami sennych marzeń, wizjami pełnymi przepychu i niczym nieograniczonymi, jak na barokowym malowidle. Jednocześnie filmy Felliniego to pejzaż społeczno-psychologiczny, niejednokrotnie bardzo dosadny i gorzki, w którym widać całą plątaninę uczuć, żądz i tęsknot, jakich doświadcza przedstawiciel współczesnego świata. To także opowieść o duchowej pustce rozszerzającej się jak rak wśród mieszkańców chrześcijańskiej niegdyś Europy. 

Kilkukrotnie główną postacią w całym tym krajobrazie jest mężczyzna. Ma to miejsce szczególnie w trzech filmach: „Słodkie życie” (1960), „Osiem i pół” (1963), „Miasto kobiet” (1980), gdzie w rolę męskiego bohatera wciela się za każdym razem Marcello Mastroianni – uwielbiany przez kobiety gwiazdor dużego ekranu, a prywatnie przyjaciel reżysera. Polska badaczka twórczości Felliniego – Maria Kornatowska – wskazuje, że mimo iż chodzi o trzy filmy i trzy różne historie, można mówić tu o jednej postaci – jej postawy i zachowania, zwłaszcza te względem kobiet, są bowiem ze sobą tożsame. 

W „Słodkim życiu” „boski Marcello”, jak nazywano aktora, gra rzymskiego dziennikarza – Rubiniego – śledzącego skandale i afery, które opisuje potem w prasie brukowej – ma on jednak ambicje, by zostać autorem z prawdziwego zdarzenia. W tym zamiarze wspiera go, bezgranicznie w nim zakochana, narzeczona Emma – jednak jej zaangażowanie i miłość nie są docenione przez mężczyznę, który nieustannie ją zdradza, by wreszcie zupełnie pozostawić, a samemu stoczyć się do moralnego rynsztoka, nie zrealizowawszy przy tym swoich literackich marzeń. 

„Osiem i pół” to z kolei opowieść o niemocy twórczej – główny bohater Guido jest reżyserem, który ma zrealizować film, nie jest jednak w stanie rozpocząć nad nim pracy, brakuje mu weny, inspiracji. Wydaje mu się, że w jej odnalezieniu pomoże mu przeżycie zakochania. Mimo iż ma żonę – Luisę, podejmuje relacje z innymi kobietami. Żadna z nich nie daje mu jednak tego, czego szuka, w żadnej z nich nie odkrywa płomiennego uczucia, na które tak bardzo liczy. Ostatecznie Guido tworzy swój film, ale jego tematem staje się właśnie to, czego bohater wciąż doświadcza: brak zaspokojenia i nieustanne uczuciowe wahanie.

W „Mieście kobiet” razem z posuniętym już w latach, choć wciąż czarującym Mastroiannim, widz przenosi się do sennego marzenia, które pojawia się w wyobraźni głównego bohatera – Snŕporaza – gdy zasypia on podczas podróży pociągiem u boku swojej żony. W owym śnie mężczyzna odwiedza komunę wyzwolonych kobiet, którą te budują w leśnej kniei z zamiarem odseparowania się od znienawidzonej płci męskiej. Snŕporaz, który bynajmniej nie jest feministą, zjawia się tam, wiedziony, jak zwykle, poszukiwaniami miłosnych przygód, dosyć szybko zostaje jednak zdemaskowany i zmuszony przez wojownicze feministki do ucieczki. Trafia następnie do pałacu doktora Katzone, erotomana, który w domu tworzy sobie muzeum swoich miłosnych podbojów – liczonych w tysiącach. W obu tych miejscach Snŕporazowi ciągle objawiają się różne kobiece postaci, które bardzo go nęcą, ale pozostają nieuchwytne. Jedyną kobietą, do której w swoim śnie może się zbliżyć, jest jego żona, ta próbuje nawiązać z nim kontakt, którego nie mają w świecie rzeczywistym, mężczyzna jest nim jednak zupełnie niezainteresowany. W pełni pochłonięty mamiącymi go obrazami, zapuszcza się na wielką arenę, która okazuje się być trybunałem, gdzie zostaje wydany nad nim sąd przez zranione przez niego kobiety.

Tęsknota do wszystkich wcieleń kobiecości

Cechą mężczyzny w filmach Felliniego, która wysuwa się na pierwszy plan i stanowi najbardziej widoczne spoiwo między jego trzema wcieleniami, jest niepokój. Niepokój związany z ciągłą potrzebą odbierania nowych bodźców, wrażeń, doznań, których bohater szuka w coraz nowszych znajomościach z płcią przeciwną. Przeżywane wówczas uniesienia nie trwają jednak długo, są przecież tylko uniesieniami – kończą się więc po chwili, a rozczarowany i wciąż niesyty bohater zamiast nabrać do nich dystansu i spróbować wyzwolić się spod ich narkotycznej mocy, rzuca się w wir kolejnych romansów. Żadna z tych relacji nie pozwala mu jednak zakosztować tego ostatecznego spełnienia, tej najwspanialszej miłości i najwyższego uczucia, których tak bardzo pragnie. W „Mieście kobiet” mężczyzna dostaje pewien znak-odpowiedź w poszukiwaniach, które ciągle prowadzi. Otóż ideał, pełne zaspokojenie nie istnieją naprawdę – okazują się być lalką-balonem o pięknym uśmiechu i pełnych kształtach, ale tylko lalką. Unosi ona koszyk, w którym znajduje się bohater ze swoją nienasyconą wyobraźnią ku górze – w obłoki, gdzie jednak nic oprócz obłoków nie ma. 

U boku Mastroianniego za każdym razem widzimy kobietę, która znacząco różni się od jego pozostałych filmowych przyjaciółek, zazwyczaj lekko traktujących sprawy obyczajowe. Ona rzeczywiście daje mu swoje serce i chce być mu wierna – jest to narzeczona Emma, żona Luisa albo nawet kochanka Carla – ten dar spotyka się jednak ze strony mężczyzny ze wzgardą, zmęczeniem, znudzeniem. W „Słodkim życiu” Rubini nazywa jej miłość „agresywną, lepką i matczyną”. „Nie chcę jej – mówi – nie jest mi potrzebna! To nie jest miłość, lecz upodlenie!”. Po tej deklaracji wraca co prawda do Emmy, jednak później porzuca ją ostatecznie i całkowicie zatraca się pośród towarzystwa zepsutych celebrytów. W „Osiem i pół” tą kobietą jest między innymi żona Luisa – bohater, Guido, w pewnym momencie czuje, że jej potrzebuje, prosi więc, żeby przyjechała do niego. Być może dostrzega w niej właśnie pewien wzór matki, nieobecnej w jego życiu – opiekunki, piastunki. Przypływ uczuć szybko jednak mija i żona-matka, której był tak bardzo spragniony (inaczej niż w „Słodkim życiu”), przestaje mu być potrzebna. Obracając się nieustannie w świecie własnych wyobrażeń, doznań i marzeń Guido, podobnie jak Snŕporaz czy Rubini szuka wciąż tej idealnej, wyśnionej kobiety, ucieleśnienia wszelkich zalet i przymiotów. Tęskni, jak pisze Kornatowska, „do wszystkich możliwych wcieleń kobiecości, od Mae West do Marleny Dietrich”.

Idealizm męskiego bohatera

Niemęska postawa bohatera Felliniego, kryzys jego męskiej natury polega zatem na ciągłej pogoni za wrażeniami i nieustannym przebywaniu w świecie chimer – w poszukiwaniu nieistniejącego ideału. Tymczasem po mężczyźnie spodziewać by się raczej należało postawy realistycznej: mocnego stąpania po ziemi, brania życia takim, jakie ono jest, a nie takim, jakie jawi się w marzeniach. Nie chodzi wcale o wyzbycie się wrażliwości czy uczuć, lecz o przyjęcie właściwej hierarchii rzeczy i akceptację rzeczywistości, również gdy jest ona związana z koniecznością cierpienia, zmęczenia i wiernego trwania u czyjegoś boku. Tymczasem bohater Felliniego oczekuje od życia tego, czego dać mu ono nie może. „A kto powiedział, że przyszliśmy na świat, żeby być szczęśliwi?” – pyta go retorycznie sędziwy kardynał w „Osiem i pół”. I rzeczywiście całkowite spełnienie, zaspokojenie, osiągnięcie ideału nie jest po prostu w życiu ziemskim możliwe. Mężczyzna u Felliniego wydaje się jednak tego zupełnie nie rozumieć albo nawet umyślnie odsuwać od siebie tę prawdę. 

Idealizm męskiego bohatera wiąże się również z tym, że nie poznaje on w istocie otaczającej go rzeczywistości – a zatem również ludzi wokół siebie. Bardzo dużo myśli, ale nie poznaje. To właśnie zarzuca mu żona w „Mieście kobiet”: brak zainteresowania, brak wysłuchania. To samo zresztą wypominają całej płci męskiej feministki zgromadzone w tytułowym mieście. Przy czym one, pokazane przez Felliniego z ironicznym uśmieszkiem, postulują życie bez rodziny, bez wzajemnego oddania, a najchętniej w ogóle bez mężczyzn. Naprzeciw tej kobiecej utopii utworzonej w lesie wyrasta królestwo lubieżnego doktora Katzone. Darzy on kobiecość pewnym kultem i czcią, które jednak w istocie ją wynaturzają, bowiem sprowadzają wyłącznie do aspektu cielesnego. Oba te światy wyrzucając sobie nieustannie swoje winy, znajdują się w stanie permanentnej wojny: „Zerwanie autentycznej komunikacji między płciami przynosi w rezultacie zniszczenie pierwotnej harmonii. I tak złączona nienawiścią ludzkość tworzy szczególny rodzaj piekła – rozbitą rodzinę” – pisze Kornatowska, odnosząc się do obrazu przedstawionego w „Mieście kobiet”.

Sedno choroby duszy

Mężczyzna u Felliniego wydaje się być ofiarą, ukazaną w szczególnie jaskrawym świetle, tego, o czym pisze w swoim eseju zatytułowanym „Miłość a świat kultury zachodniej” Denis de Rougemont – kultu namiętności (por. „W pułapce gorącego Wschodu”, „Nowe Państwo”, 2021, nr 176). Jest to, jak pisze ten szwajcarski filozof, badacz dziejów kultury i cywilizacji, choroba, która dotyka całe rzesze ludzi – zarówno mężczyzn, jak i kobiety, polegająca właśnie na idealizmie, zapamiętaniu się w miłosnej pasji i przeżywaniu jej dla niej samej. Drugi człowiek jest tak naprawdę tylko motywem do zapłonięcia, a jednocześnie z powodu swoich różnych wad i ułomności, których nie uwzględniają idealistyczne wizje, jest kresem tej miłosnej pasji, której czar nagle pryska, gdy dochodzi do rzeczywistego spotkania i poznania się nawzajem. Co ciekawe, de Rougemont uważa, że ten sposób przeżywania miłości, będący dziś bardzo powszechny, został zaszczepiony ludziom przez europejską literaturę, u której źródeł znajduje się prowansalska poezja trubadurów wysławiająca amour courtois – miłość dworną – namiętną i w pełni idealistyczną. To właśnie kult namiętności, mówi de Rougemont, odpowiedzialny jest za nieszczęścia i cierpienia, jakie ludzie przeżywają w swoich rozpadających się związkach i małżeństwach. Wolą oni lukrowaną nierzeczywistość niż ciężkie i męczące życie, ale właśnie przez to prawdziwe i piękne, z drugim człowiekiem. Wydaje się właśnie, że to jest główna przyczyna kryzysu męskości, ale i w sensie szerszym – choroby duszy, która dotyka bohatera Felliniego i bardzo mocno, choć pośrednio rani i niszczy najbliższe mu osoby. 

Choć filmy Felliniego nie są z założenia traktatem o kryzysie męskości, to dotykają kluczowej kwestii, która leży u podłoża tego zjawiska, a która z kolei zdaje się zupełnie umykać osobom otwarcie podejmującym ten temat. Jest nią utrata kontaktu z rzeczywistością i zamykanie się przez mężczyzn, choć wiadomo, że nie tylko o nich tutaj chodzi, w świecie własnych myśli i wyobrażeń. Postawa ta zawsze prowadzi do odrzucenia drugiego człowieka, a niejednokrotnie także do zanegowania własnego powołania i tożsamości. Stąd eksperymenty licznych mężczyzn oraz kobiet, którzy nie godzą się z rzeczywistością własnej płci, polegające na próbie jej zmiany czy korekty. Stąd próby odnalezienia się przez innych w tzw. miłości homoseksualnej. Przykład bohatera Felliniego pokazuje dobitnie, że wszelkie tym podobne usiłowania mające na celu ucieczkę od tego, co jest ku temu co nierealne – wymyślone czy zasugerowane – skazane są na gorzkie niepowodzenie.
_______________
Bibliografia: Maria Kornatowska, „Fellini, Słowo/ obraz/ terytoria”, Gdańsk 2003.

     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl

W tym numerze