Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Retrospekcje

Dodano: 01/06/2017 - Numer 6 (136)/2017
Hasło zgody zdominowało w Polsce dwie ostatnie kampanie prezydenckie. Po Smoleńsku Bronisław Komorowski wystartował w wyborach z odzewem „Zgoda buduje”. To, że domaganie się prawdy o katastrofie i podważanie rosyjskiej wersji w tej sprawie, jest burzeniem zgody, było oczywiste. Dodajmy, że zgoda miała wówczas charakter ponadnarodowy – aktem agresji było także działanie przeciwko polsko-rosyjskiemu pojednaniu. Ale w kampanii z 2015 r. także przyszły prezydent Andrzej Duda mówił o łączeniu, a nie dzieleniu Polaków, co potem było wyciągane jako dowód, że wbrew obietnicom dzieli Polaków. Posmoleńskie podziały są w postkomunistycznych mediach przedstawiane jako źródło wszelkiego zła. I tylko z rzadka ktoś wychodzi poza tę retorykę i pyta: dobra, ale zgoda na co? Zgoda na przedsmoleńskie państwo teoretyczne była zgodą na osuwanie się w przepaść po równi pochyłej. Podział był więc ozdrowieńczy – znaczna część obywateli przestała się godzić na rządy ubekistanu. Ten podział nie jest sytuacją dobrą, ale nowa zgoda zaprowadzona może zostać tylko poprzez skuteczne i ostateczne wyeliminowanie zdrajców. Karol Zbyszewski, genialny felietonista, publicysta i satyryk, opublikował w 1952 r. na łamach emigracyjnych londyńskich „Wiadomości” artykuł „Zgoda będzie zgubą”. Z właściwą sobie ironią opisuje w nim sytuacje w historii, w których zgoda bywała powodem upadku, a kłótnie – triumfu. Niekoniecznie trzeba zgadzać się z jego daleko idącymi w tej kwestii wnioskami, jednak
     
12%
pozostało do przeczytania: 88%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl

W tym numerze