Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Armenia i cień Kremla

Dodano: 07/04/2017 - Numer 4 (134)/2017
W hotelu Stanhope w Brukseli siedzę na lunchu z prezydentem Armenii Serżem Sarkisjanem. Po prawej Niemiec, jako drugi poseł z Luksemburga, po lewej Finka, Cypryjka, na końcu Czech. Z głową państwa tego najstarszego chrześcijańskiego państwa świata rozmawiam po rosyjsku. Koledzy z Zachodu są bezradni, nie rozumieją nic a nic. Tylko czeski europoseł, były korespondent wojenny w czasie czteroletniego konfliktu zbrojnego między Armenią a Azerbejdżanem w latach 90., mówi po rosyjsku. Prezydentem jest już drugą, ostatnią kadencję, ale akurat parlament w Erywaniu (nie mówmy „Erewań”, bo to rusycyzm!) zmienił system polityczny swojego kraju tak, że od 2018 r. prezydenta wybierać będzie nie cały naród, ale parlament, a realna władza przejdzie w ręce premiera. W kuluarach ormiańskiej stolicy mówi się coraz częściej, że owym premierem ma zostać właśnie... Serż Sarkisjan. Trochę to pachnie manewrem à la Rosja: „premier Putin, prezydent Miedwiediew”. A po dwóch tygodniach jestem już w Armenii, gdzie z politykami nie tylko z Europy, lecz także USA, Australii i Izraela przyglądamy się kampanii wyborczej. Pamiętam, jak ormiański prezydent podkreślał, że dla równowagi sił w państwie konstytucyjnie zagwarantowano opozycji 33 proc. mandatów – jeśli nawet głosów padnie mniej, to specjalnie zwiększy się liczbę posłów, aby „przeciwnicy” rządu mieli godziwą reprezentację. Wynika to z systemu partycypacyjnego i jest próbą stabilizacji państwa, choć także zapewne w praktyce
     
36%
pozostało do przeczytania: 64%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl

W tym numerze